HRS

poniedziałek, 10 lutego 2014

Polowanie na zorzę polarną - relacja z podróży

Marzenia - czym byłoby życie bez nich. To dzięki nim realizujemy jakieś cele życiowe. Jednym z moich malutkich marzeń było zobaczyć zorzę polarną. Według badań przeprowadzonych przez Lonley Planet zobaczenie zorzy polarnej jest obecnie najbardziej pożądanym doświadczeniem podróżniczym – marzy o tym, aż 60 proc. ankietowanych. 
Moja podróż miała się już odbyć rok temu. Powiedziałem sobie, że to będzie mój prezent urodzinowy. Jednakże nie do końca mi to wyszło.


 Cel udało się osiągnąć po roku, ale za to z wyśmienitym efektem, bo udało się upolować zorzę.
Całą podróż zainicjował Daniel, którego poznałem podczas podróży na Sardynię i od tamtej pory jakoś dzielimy się wspólnie swoimi planami podróżniczymi. Daniel sam był w zeszłym roku na takim tripie, lecz nie mieli tyle szczęścia i nie doświadczyli tego widoku. Z racji tego, że wiedział już co, jak, gdzie i kiedy, zajął się całkowitą organizacją począwszy od biletów lotniczych, poprzez rezerwacje noclegów, pociągów, zbieraniem ekipy oraz listą zakupów.
Zakup biletów i rezerwacja noclegów nastąpiła już w listopadzie, dzięki czemu nie poczuliśmy zbytnio kosztów tej wyprawy, bo wszytko rozłożyło się pięknie w czasie.
Wylot mieliśmy z Gdańska Ryanairem 31 stycznia o godz. 8:25 do Oslo Rygge. Spotkaliśmy się wszyscy na lotnisku, przygotowaliśmy bagaż rejestrowany (zakupiliśmy 1 szt. na 6 osób, aby przewieźć jedzenie). Całe szczęście od niedawna w tych liniach można bezpłatnie zabrać 2 szt. bagażu podręcznego, więc oprócz walizki mogliśmy zabrać śpiwory. 
O godz. 9.55 wylądowaliśmy w Rygge i darmowym autobusem dostaliśmy się na dworzec kolejowy, skąd mieliśmy pociąg do centrum Oslo. Z racji tego, że pociąg do Trondheim mieliśmy dopiero o 22:56 mieliśmy cały dzień na zwiedzanie. Ja w Oslo byłem już dwukrotnie, więc oddzieliłem się od pozostałej grupy i umówiłem się z zamieszkującą tam kuzynką na spotkanie. Szybko zleciało kilka godzin (przynajmniej mi) i dołączyłem ok 22 do pozostałej ekipy. 
Pociąg ruszył i kilka godzin podróży do Trondheim przed nami. Z powodu remontów mieliśmy przesiadkę na autobus w Heimdal, następnie ok. 10 minut jazdy do Trondheim i przesiadka do drugiego autobusu do Stjørdal gdzie czekał na nas pociąg do Bodo. Po około 17 godzinach w pociągu dotarliśmy na miejsce, do miejscowości Rokland, gdzie
mieliśmy noclegi. Przy okazji należy dodać, że kolej w Norwegii to jest coś, czemu nasze PKP nie dorówna nawet za milion lat! Mimo, że były remonty, że była noc, wszędzie było widać obsługę dworca, która pomagała podróżnym w przesiadkach itp.
O godz. 16 pociąg dojechał do Rokland, gdzie czekał na nas właściciel campingu. Przyjechał po nas samochodem, bo z dworca do campingu jest ok 5 km. 

W samochodzie właściciel poinformował nas, że ma już u siebie 2 grupy z polski, ale dziś już wracają i niestety nie udało im się zobaczyć zorzy. Prognozy
mówiły że następnego dnia będzie lepiej. Na szczęście zarówno dla nas jak i tych grupek, niespodziewanie pojawiła się zorza o godz. 20, na chwilę przed ich odjazdem. Pobiegliśmy szybko z aparatami na polanę przed campingiem, gdzie było trochę ciemniej i zaczęliśmy oglądać to niesamowite zjawisko. Po kilku minutach spektakl się zakończył a my wróciliśmy do naszego domku. Zaczęliśmy grać w różne gry towarzyskie i co chwilę sprawdzaliśmy prognozę, czy może jeszcze zaszczyci nas swoją obecnością zorza. W pewnym momencie za oknem pojawił się ktoś z aparatem więc wybiegliśmy i o mały włos byśmy jeszcze piękniejsze widowisko
przeoczyli, gdyż wszystko rozgrywało się praktycznie nad dachem naszego domku.
Kolejne kilka zdjęć, kolejne parę wzdychnięć jakie to piękne widowisko zgotowała nam natura i tak minęła nam pierwsza noc w Rokland.
Prognozy na kolejne dni były dość ciekawe, więc mieliśmy nadzieję, że jeszcze uda nam się zaobserwować zorzę.
W niedzielę przywitała nas ładna pogoda, więc postanowiliśmy wybrać się na spacer. W recepcji dostaliśmy mapkę z trasami
pieszymi, więc wybraliśmy się w góry. Z racji tego, że od miesiąca nie padał tam śnieg, a padał marznący deszcz, wszystkie ścieżki było strasznie oblodzone, więc droga pod górkę jakoś szła, natomiast w dół musieliśmy trochę poślizgać się na spodniach, bo inaczej nie dało rady.
W trakcie spaceru zobaczyliśmy fajną budkę, w której znajdowały się ławeczki i gdzie można by się wybrać wieczorem na oglądanie spektaklu. Tak też uczyniliśmy. Zjedliśmy obiad, przygotowaliśmy sobie herbaty w termosy, zabraliśmy aparaty, statywy i ruszyliśmy po ciemku w góry. 
Niestety zorzy nie zastaliśmy, ale przynajmniej pobawiliśmy się aparatami w pisanie światłem. 
Kolejny dzień to kolejny spacer i nadzieja, że może znów się uda. Jak to mówią, zawsze są dwa uda, albo się uda, albo się nie uda. Nam się niestety już zorzy zobaczyć nie udało. Wpadliśmy natomiast na pomysł, aby skosztować jakieś danie z renifera i łosia. Poszliśmy dopytać co i jak w restauracji i zamówiliśmy na dzień wyjazdu jedno danie z renifera i jedno z łosia na 4 osoby (cena 1 porcji w przeliczeniu na zł to ok. 100 zł - niestety pod tym względem Norwegia jest bardzo droga).
Ostatnia noc minęła również na integracji i grach. Przyszedł dzień wyjazdu. Sprzątanie domku, pakowanie się i pora zjeść. Dostaliśmy spore
porcje. Obstawiałem, że dostaniemy coś w rodzaju steków, ale dostaliśmy bardziej gulasz z łosia i z renifera. Oba dania bardzo dobre. Łoś smakuje podobnie do naszej wołowiny, natomiast renifer dość podobnie do sarniny. 
Po posiłku znów właściciel zawiózł nas na dworzec i udaliśmy się w drogę powrotną. Tym razem remonty się już skończyły, więc mieliśmy w Trondheim niecałą godzinę. Poszliśmy do sklepu i coś zjeść. Kilka zdjęć nocnych i dalej do pociągu. W Oslo czekaliśmy 2 godziny na pociąg do Rygge i następne 3 godziny w Rygge na samolot. Lot minął szybko i spokojnie. Wylądowaliśmy przy pięknym zachodzie słońca w Gdańsku. Teraz jeszcze tylko Polskibus i będę w domu! 
Kolejne marzenie można odznaczyć na liście - zrealizowano.
Może na koniec kilka informacji i porad. 
Do Oslo można dolecieć z różnych lotnisk Ryanair bądź Wizzair. Ceny są bardzo różne, ale cena biletu lotniczego to i tak najmniejszy wydatek podczas całej wycieczki (no chyba, że kupujecie na dzień przed wylotem).
W Rokland polecam camping Nordnes Camp & Bygdesenter (za 3 noclegi dla 6 osób zapłaciliśmy ok 1800 NOK).
Pociąg rezerwujemy wcześniej online. Można wybrać trasę Oslo Rygge - Trondheim, Trondheim - Rokland na jednym bilecie. Bilet w 2 strony to cena 598 NOK.
Jeżeli lecicie większą grupą polecam dokupić jeden bagaż rejestrowany i zakupić jedzenie w Polsce. Ceny w Norwegii dla nas są bardzo wysokie. Przykładowo coca-cola 0,5 l ok. 10 zł, jakieś kanapki w Burger King ok. 50 zł sama kanapka, zestawy obiadowe ok. 100 zł porcja.
Cały wyjazd wyszedł nam w granicach 600 zł, ale tak jak pisałem wcześniej, całość rozłożyła się na kilka rat (bilet lotniczy w jednym miesiącu, w kolejnym bilet na pociąg, następnie zrzutka na jedzenie i na samym końcu nocleg).
Myślę, że to nie jest dużo, na kilka dni w Norwegii, a wrażenia bezcenne. 
Ta podróż kolejny raz utwierdziła mnie w przekonaniu, że kocham Skandynawię i muszę tam w końcu zamieszkać! 
Jeżeli macie jakieś pytania, potrzebujecie pomocy, śmiało można pisać w komentarzach.





5 komentarzy:

  1. Ach, szczęściarze - nam się nie udało zobaczyć zorzy. Dowiedzieliśmy się za to, iż zgodnie z japońska legendą dzieci spłodzone pod zorzą są szczęśliwymi ludźmi. Faktycznie, wieczorami na ulicach kręciło się podejrzanie mało Japończyków ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdradzisz jaki jest koszt każdego etapu, który pokonaliście koleją i czy kupowaliście bilety wcześniej czy na miejscu? :)
    Pozdrawiam,
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  3. fajnie tu u Ciebie! blog warty polecenia :)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za odwiedzenie bloga :)
Prosimy o pozostawienie śladu po sobie w postaci opinii :) Anonimowi niech zostawią swoje imie.
Dziękujemy za wszystkie komentarze

Zobacz także:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...