Mała wioska, 15 km od Łeby, a w niej chyba jedna z najlepszych restauracji w Polsce. To tutaj we wnętrzu poczujesz się jak w domu. Na zewnątrz ogromny ogród i kilka niepozornie wyglądających namiotów, pod którymi stoją stoliki. To wszystko jest zapowiedzią niesamowitej uczty dla podniebienia. Właśnie w Ewie zawsze próbuję dań, których nigdy wcześniej nie jadałem - żabie udka, ozory, móżdżek, botwinka z szyjkami rakowymi i wiele wiele więcej. Ostatnio zabrałem tam znajomych i przy okazji cyklu Gdzie zjeść miałem możliwość popróbować wielu potraw.
Wiem, że w weekendy poza sezonem wakacyjnym, aby zjeść, trzeba zrobić rezerwację, więc i tym razem zadzwoniłem, ale całe szczęście dla nas, można było wybrać miejsce w ogrodzie.
Przed samym przyjazdem zastanawiałem się co wybrać. Znalazłem gdzieś w internecie opinię i polecenie dania "móżdżek wieprzowy po polsku" (cena 14 zł za porcję). No co do odważnych świat należy, więc na przystawkę zamówiłem owy móżdżek. Rewelacji nie było, smak coś jak pasta jajeczna, ale zjadliwe, podane w koszyczku z ciasta francuskiego.
Zdecydowanie, śledzie, które podawane są dla gości na przystawkę wygrywają wszystko. Smak boski, są tak delikatne, że aż rozpływają się w ustach.
Z przystawek, Aga zamówiła sobie jeszcze tatara wołowego (18 zł), który podany był z cebulką i kaparami, bez ogórka.
Z zup wypróbowaliśmy tylko chłodnik litewski z szyjkami rakowymi (10 zł), który był bardzo smaczny. Jakiś czas temu serwowali go bodajże z krewetkami.
Czas na dania główne. Trochę ich było, ale prócz kotlecików jagnięcych z kostką (59 zł), które nie smakowały, reszta była wyśmienita.
Sandacz w sosie borowikowym (38 zł), który był przepyszny, przepięknie podany z rakiem, pieczeń z dzika (34 zł), serwowana z przepysznym sosem na bazie wina, do tego ser camembert w zestawie z żurawiną, babka ziemniaczana w sosie kurkowym (29 zł) te wszystkie dania były wyśmienite! Każde z osobna polecam spróbować. Jeszcze dziewczyny zamówiły sobie grillowane krewetki w masełku czosnkowym (17 zł), oraz na deser wyśmienitą gruszkę w sosie waniliowym.
Jak widać, trochę zaszaleliśmy, trochę potraw miałem okazję spróbować i z czystym sumieniem polecam "Ewa zaprasza" w Sasinie. Obsługi tyle, że nie nadążaliśmy kiedy, który kelner u nas był. Czasem było ich nawet 3 na raz przy naszym stole, bardzo uprzejmi, elegancko ubrani, jak na restaurację przystało.
Czas oczekiwania na dania dość szybki, zważając na złożoność zamówienia.
Zastanawiałem się jaką dać ocenę, skoro niektóre knajpy w Łebie dostały 5/5, "Ewa zaprasza" dostaje ode mnie ocenę 6/5 i z czystym sumieniem gwarantuję Wam niezapomnianą ucztę!
Wiem, że w weekendy poza sezonem wakacyjnym, aby zjeść, trzeba zrobić rezerwację, więc i tym razem zadzwoniłem, ale całe szczęście dla nas, można było wybrać miejsce w ogrodzie.
Przed samym przyjazdem zastanawiałem się co wybrać. Znalazłem gdzieś w internecie opinię i polecenie dania "móżdżek wieprzowy po polsku" (cena 14 zł za porcję). No co do odważnych świat należy, więc na przystawkę zamówiłem owy móżdżek. Rewelacji nie było, smak coś jak pasta jajeczna, ale zjadliwe, podane w koszyczku z ciasta francuskiego.
Zdecydowanie, śledzie, które podawane są dla gości na przystawkę wygrywają wszystko. Smak boski, są tak delikatne, że aż rozpływają się w ustach.
Z przystawek, Aga zamówiła sobie jeszcze tatara wołowego (18 zł), który podany był z cebulką i kaparami, bez ogórka.
Z zup wypróbowaliśmy tylko chłodnik litewski z szyjkami rakowymi (10 zł), który był bardzo smaczny. Jakiś czas temu serwowali go bodajże z krewetkami.
Czas na dania główne. Trochę ich było, ale prócz kotlecików jagnięcych z kostką (59 zł), które nie smakowały, reszta była wyśmienita.
Sandacz w sosie borowikowym (38 zł), który był przepyszny, przepięknie podany z rakiem, pieczeń z dzika (34 zł), serwowana z przepysznym sosem na bazie wina, do tego ser camembert w zestawie z żurawiną, babka ziemniaczana w sosie kurkowym (29 zł) te wszystkie dania były wyśmienite! Każde z osobna polecam spróbować. Jeszcze dziewczyny zamówiły sobie grillowane krewetki w masełku czosnkowym (17 zł), oraz na deser wyśmienitą gruszkę w sosie waniliowym.
Jak widać, trochę zaszaleliśmy, trochę potraw miałem okazję spróbować i z czystym sumieniem polecam "Ewa zaprasza" w Sasinie. Obsługi tyle, że nie nadążaliśmy kiedy, który kelner u nas był. Czasem było ich nawet 3 na raz przy naszym stole, bardzo uprzejmi, elegancko ubrani, jak na restaurację przystało.
Czas oczekiwania na dania dość szybki, zważając na złożoność zamówienia.
Zastanawiałem się jaką dać ocenę, skoro niektóre knajpy w Łebie dostały 5/5, "Ewa zaprasza" dostaje ode mnie ocenę 6/5 i z czystym sumieniem gwarantuję Wam niezapomnianą ucztę!
hmmmm..miałam przyjemność być w gronie osób, które ucztowały z Kamilem i na samo wspomnienie pojawia się uśmiech na twarzy :)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim fajny klimat, cudowny ogród, a jedzenie w takim miejscu na świeżym powietrzu smakuje o niebo lepiej !!!
Ja nie jestem łakomczuchem, mało mi smakuje, ale tam wszystko czego spróbowałam przyprawiało o zawrót głowy :)
Jadłam tam dwa razy i nie podzielam tych ochow i achow niestety:( Bylismy wieksza grupa i zadna z osob tam jedzacych nie byla zachwycona.Owszem smacznie, ale bez przesady.Ceny za to wygorowane.Duzo bardziej smakowalo nam w pobliskim Poraju , moge zdecydowanie polecic i klimat i potrawy.W Sasinie niestety bez fanfar, ale oczywiscie gusta i smaki sa rozne.Ja polecam dworek Poraj.Pozdrawiam, Ewa ze Śląska
OdpowiedzUsuńB. dobre jedzenie, jadlam w wielu miejscach ale jeśli chodzi o polskie jedzenie to naprawde polecam! krewetki moglyby byc jeszcze z jakims dodatkiem np w sosie z bialego wina ale to moze kwestia gustu, a tak wszystko ok. OBSLUGA a to ważne .. na b,dobrym poziomie, sympatyczni kelnerzy, POLECAM :)
OdpowiedzUsuńW Ewie jadamy od lat przynajmniej dziesięciu, przy okazji naszych wakacji w Stilo, i niezmiennie polecamy to miejsce! Żal tylko braku ozorka w karcie, bo to było mistrzostwo świata!!!
OdpowiedzUsuńwsk
Ufff... Zawszę się krzywię na ten lapsus - Camembert nie jest podawany "z żurawiną", tylko z borówkami. Różnica zasadnicza, bo borówki nie są cierpkie, tylko przyrządzone na słodko z gruszkami. Powszechnie mylone, ale borówki to borówki, a nie żurawina. Moja Mama, też Ewa, co roku smażyła borówki, w które szły niezliczone ilości cukru :) Żadna żurawina nie miała startu do tych borówek. Dopiero "borówki Pani Ewy", tej z Sasina, okazały się smakować niemal identycznie.
OdpowiedzUsuńA teraz do konkretów - z moich wieloletnich obserwacji szczerze polecam wizytę w EZ w Sasinie. Śledziki w majonezie to już legenda. Tatar wołowy jest nowością, którą zdążyłem już spróbować, no i warto - co mięcho to mięcho :) Lubiłem też carpaccio z łososia, ale zniknęło z karty, oby okresowo. Z dań polecam, w szczególności, półkrwistą polędwicę po angielsku, doskonałego łososia z rusztu z sosami, a na naprawdę wielki apetyt - golonkę. A w zimne dni, ku pokrzepieniu, pikantną zupę rybną. Poza tym EZ to nie tylko karta restauracji - to także catering i dania, które można zamówić przy okazji świąt - świetne pasztety, pieczone mięsa np. szynkę z goździkami. Wielokrotnie wypróbowane.
No i deser - najlepsza "Szlagzana" do ciast i kawy - bo prawdziwa :)
Obsługa - wielce sympatyczna i uczynna. Atmosfera miła i swobodna, jedyne co może irytować, to, gdy źle się trafi, zbyt głośne i wszędobylskie puszczane samopas dzieci zajętych sobą rodziców, którzy nie potrafią wpoić im od małego dobrych manier (widocznie sami ich nie znają). Za to czworonożni przyjaciele bywają znacznie spokojniejsi, niemal niewidzialni. Tutaj miska z wodą zawsze się dla nich znajdzie. Na lekki minus także zawartość lodówki z piwami - kraj poszedł w tym względzie już nieco do przodu, warto więc być przynajmniej w czele peletonu, jeśli nie chce się brać udziału w ucieczce z niego. Wspaniała kuchnia i dążenie do najwyższej jakości nie idą w parze ze zwyczajową propozycją "Lech? Żywiec? Tyskie? Strong? Czy Heineken?" Samotne "Żywe" wiosny w tym względzie nie czyni. Próbowałem coś tu zdziałać, sugerować, ale widocznie Klientom taki stan rzeczy odpowiada, bo jeszcze się namyślają, który wariant eurochempiwa wybrać.
Naprawdę, super miejsce - także poza sezonem, a może zwłaszcza... Okolica zachęca do długich spacerów i odpoczynku od gonitwy trudnych myśli. Pozostaje tylko trzymać kciuki, by nie ziściły się plany budowy elektrowni atomowej kilka km na wschód od latarni Stilo, a jeszcze długo będziemy cieszyć się ze spacerów uwieńczonych rozpustą w Restauracji Ewa Zaprasza.
[Mr. Koźlak]
Od 10 lat w każde wakacje - wspaniałe smaki, doskonała obsługa, przystępne ceny.
OdpowiedzUsuńAgnieszka z Włocławka
W pełni popieram wpisy .Pamietam Sasino sprzed 20 laty.To wspaniałeże nie zmiania się standardem'W tamtych czasach dwóch panów wodziło rej na sali i kuchni.Smak potraw do dzic wspominam. Urokliwe miejsce.Aż kusi by zrobić powtórkę z rozrywki. Czas leci- wspomnienia pozostają
OdpowiedzUsuńMy tam zawsze na kaczkę reszta tak jak piszą poprzednicy warto tam pojechać.Pozdrawiam z Olsztyna
OdpowiedzUsuńZachęcona ochami nad restauracją w Sasinie, postanowiłam ja odwiedzić w niedzielne popoludnie dnia 17.04.
OdpowiedzUsuńDojeżdżając do wioski doszłam do wniosku że jedzenie musi być rzeczywiście rewelacyjne skoro ludziom chce sie przyjeżdżać taki kawał drogi.
Na przystawkę dostaliśmy oczywiscie śledzie I tutaj oniemiałam z zachwytu. Śledzie wybitne, kruche odpowiednio słone I słodkie. Idealne.
Z niecierpliwością czekaliśmy na zamówioną zupe z grzybów, I tutaj pojawił się pierwszy zonk ....z racji wykonywanej pracy bardzo często podróżuję, w restauracjach jadam conajmniej 2-3 razy tygodniowo, zatem raczej mam dobry przegląd polskich restauracji ale takiej zupy grzybowej jeszcze nie jadłam, ani jednego grzyba! zupa jak woda, smakowała jak zupa knorra...rzadka bez grzybów. Nie chcę powiedzieć że była niedobra, była nijaka.
Na drugie danie zamówiliśmy: polędwiczki wieprzowe, pieczeń z dzika oraz sandacza w sosie z borowików.
Zacznę od dzika, rzadko jadam więc nie mam takiego porównania ale ogólnie dzik byl kruchy I smaczny. Sandacz jako sama ryba też dobry, choc bez szaleństw smakowych, natomiast sos borowikowy to znowu porażka, nie wiem ile kucharzowi sypnęło się mąki do tego sosu ale to była jedna wielka klucha mączna , smaku grzybów tez trzeba było się doszukiwać. Generalnie sos który miał być najważniejszy okazał sie okropny I cięzkostrawny. Jako dodatek wzięliśmy buraczki I one ratowały drugie danie.
Przechodząc do polędwiczek ....to była największa wpadka...suche twarde, łykowate....ochydne , nikomu nie polecam.
Ogólnie podsumowując , ja tam z pewnością nigdy więcej specjalnie nie pojadę. Sa miejsca na wybrzeżu gdzie bez godzinnej jazdy można zjeść dobry obiad. Nie pojmuję jak to miejsce zdobyło taki rozgłos serwując dania z zupełnie średniej półki.